Sylwester Rozmiarek



1. Muszę przyznać, że Twoje portfolio jest jednym z ładniej zaprojektowanych, jakie widziałem wśród polskich fotografów ulicznych. Jak wyglądał proces wybierania zdjęć i jak duże są ramy czasowe materiału, który tam prezentujesz? Choć muszę też ze smutkiem zapytać – kiedy ostatnio robiłeś jakąś aktualizację?

Dziękuję za miłe słowo. Stronę upubliczniłem bodajże w roku 2011 i wygląda na to, że od tamtej pory nie ingerowałem w jej zawartość. Sam projekt powstał z założeniem by utrzymać stronę w prostej, ale nie banalnej formie, która nie będzie ingerowała w odbiór zdjęć. Chodziło o to, by zdjęcia „mówiły” do odbiorcy bez zakłóceń, a jednoczenie by całość prezentowała się przyjemnie dla oka. Niestety to projekt, który się zestarzał i nie spełnia standardów dzisiejszej rzeczywistości w internecie. Stary silnik oparty na technologii Flash uniemożliwia dostęp do treści na urządzeniach mobilnych. Od jakiegoś czasu zbieram siły, by odświeżyć domenę pod względem technologicznym, być może dodać trochę materiału. Jestem trochę jak ta sójka, co wybiera się za morze. Zobaczę jak to się potoczy.

Zawartość strony to po prostu moje uliczne portfolio, obrazy które na tamten moment mi się podobały. Są tam zdjęcia z początków „biegania” po ulicy (czyli od roku 2003) i takie, które w pewnym sensie skończyły moją przygodę z fotografią analogową - bo tak sobie myślę, że od 2011 roku nie odkręcałem pokrywki koreksu. Dzisiaj zapewne część zdjęć bym usunął, a w zamian wstawiłbym inne, które wtedy zostały odrzucone. Ot zwykła zmiana percepcji i perspektywy. Sam podział jest dość banalny i popularny w tego typu fotografii - zdjęcia zostały pogrupowane wg miejsca, w którym zostały zrobione. Większość zdjęć pochodzi z Torunia i Drezna, czyli z miast w których w tamtym okresie spędzałem najwięcej czasu. Sporo ujęć wykonałem również na Ukrainie. Okres mojej największej fascynacji fotografią zbiegł się z czasami, kiedy to wraz z grupą przyjaciół intensywnie eksplorowałem pasmo ukraińskich Karpat. Stąd między innymi częste wizyty we Lwowie, gdzie zazwyczaj miałem kilka godzin na to, żeby się trochę poszwędać. Natomiast Paryż, Amsterdam i ogólnie Czechy to typowe wycieczkowe trzydniówki, przy okazji których udało się wypstrykać kilka negatywów. Jak jesteś z małego miasta, to marzysz o robieniu zdjęć w metropolii - bo wiesz, że na ciekawą uliczną historię możesz tam trafić znacznie łatwiej. Tak przynajmniej mi się wtedy wydawało. Dzisiaj mam wrażenie, że wszystko się zunifikowało. Prawdopodobnie ciekawsze rzeczy do fotografowania można znaleźć właśnie na prowincji.



2. W opisie na swojej stronie deklarujesz, że za Twoimi zdjęciami streetowymi nie stoi żaden większy koncept i są to proste historie o nas. Czy uważasz, że fotografia uliczna powinna być konsumowana jako pojedyncze, niepowiązane ze sobą zdjęcia?

Wychodzę z założenia, że każdy ma prawo mieć inne podejście do tego co i dlaczego fotografuje. Nie potrafię i nie chcę nawet wchodzić w buty innych. Zawsze traktowałem robienie zdjęć na ulicy jako przyjemną aktywność w czasie wolnym i swego rodzaju przygodę. Uprawiane przeze mnie szwędactwo nigdy nie było skoordynowane pod kątem jakiegokolwiek projektu. Działo się przy okazji - stąd moje portfolio jest zbiorem pojedynczych klatek, z których nie wynika absolutnie nic. Zbiór anegdot, które w całości być może mówią coś o mnie, o mojej wrażliwości i o tym co mnie w życiu interesuje, natomiast same w sobie nie mają głębszego przesłania.

Dla mnie robienie zdjęć na ulicy, czy też ogólnie fotografia jako aktywność, to jest przygoda w której najważniejsza jest droga, a nie cel. Fotografia uliczna oprócz tego, że jest dla mnie wspomnianą anegdotą, to sama w sobie jest też prostą notatką o tym, jak wyglądał nasz świat w danym okresie. Po kilkunastu latach dostrzegam w tych starszych fotografiach rzeczy, które kiedyś ignorowałem. Te obrazy z biegiem czasu nabierają wartości dokumentalnej i to jest fajne. Bardzo lubię ten proces, bo to jest dla nich takie drugie życie. Za 4 lata moje najstarsze zdjęcia uliczne będą miały 20 lat. Na starszych negatywach zaczyna powoli robić się ciekawie - z innego powodu niż ten który sprawił, że zrobiłem dane zdjęcie. 



3. Co myślisz o powtarzalności w fotografii ulicznej? Czy to, że fotografowie skupiają się na tych samych motywach, jest pozytywne dla tej dziedziny? Gdy zaczynałeś fotografować, co było najczęstszym ulicznym tematem?

Pojedyncze historie można z sukcesem grupować tematycznie, tak jak na przykład słynne „Dogs” czy „Hands” Elliota Erwitta. Takie możliwości pojawiają się dlatego, że w fotografii ulicznej wielokrotnie wchodzi się do tej samej rzeki, co zresztą jest jedynym z powodów które sprawiają, że ten największy entuzjazm na robienie ulicznych zdjęć po jakimś czasie mija. Podobnie jak w muzyce, za pomocą czterech podstawowych akordów można napisać mnóstwo piosenek, tak i w fotografii budujemy obrazy wykorzystując co jakiś czas pewne schematy w budowie kadru, czy samej treści zdjęcia. Uważam że nie ma w tym nic złego, a każde ładne i ciekawe zdjęcie to kolejny krok w stronę samodoskonalenia, trening dla oka, serca i umysłu.

Myślę że w kwestii tematów to się za dużo nie zmieniło. Nadal są tacy, którzy będą świadomie szukać powtórzeń gestów, kształtów, rytmów, intrygującej geometrii czy historii. Oraz będą tacy, którzy robią zdjęcia z tak zwanego biodra, w bardzo dużych ilościach, a potem je przeglądają, przycinają i cieszą się przypadkowo wykonanym zdjęciem. Nie mam z tym problemu, zawsze tak było - fotografia jest dzisiaj dla wszystkich i bardzo dużo wybacza.



4. Czujesz, że wypadłeś z obiegu? Przestałeś rozumieć streeta?

Na pewno zardzewiałem fotograficznie, a obieg nigdy nie był w tym wszystkim jakoś szczególnie ważny. Z biegiem czasu zrozumiałem, że ważniejsze od zrobionych zdjęć są przyjaźnie i znajomości, które dzięki fotografii się wydarzyły. Zmieniła się rzeczywistość i - jak wiele osób uczących się robić zdjęcia aparatami analogowymi - miałem problem z akceptacją nowych zasad, które wprowadziła fotografia cyfrowa. Nie łatwo było mi się pogodzić z tym, że zniknęły wszystkie te ograniczenia które sprawiały, że dużo trudniej było zrobić dobre zdjęcie uliczne. Zmalał wtedy u mnie poziom ekscytacji robieniem zdjęć, bo skoro coś jest łatwej dostępne to i frajda z efektów jest mniejsza. Śmiercią naturalną wygasł też projekt kolektywu fotograficznego snaps.pl. Po jakimś czasie po prostu się przyzwyczaiłem. Zapomniałem o tym, jak było kiedyś i zacząłem akceptować i cieszyć się tym, co mamy dzisiaj. Świat pędzi w każdej dziedzinie życia tak bardzo, że nawet nie ma czasu by się zastanawiać nad tym, czy to dobrze czy źle. Postęp technologiczny jest wszędzie i definiuje nam nasze jutro.

Nie wydaje mi się, żebym nie rozumiał dzisiejszej fotografii ulicznej. Być może nie jestem na bieżąco z tym, kto dzisiaj jest na topie, kto ma największą ilość lajków, czy też followersów ale wydaje mi się, że ogólne kryteria oceny zdjęcia się nie zmieniły. Mimo iż zdjęcia na ulicy robię dzisiaj zazwyczaj podczas rodzinnych spacerów, nadal potrafię rozpoznać dobrą fotografię. A ponieważ zdjęć dzisiaj robi się dużo więcej to i dobrych ujęć przybywa. Gorąca kibicuję też osobom, które znam i które dzisiaj odnoszą sukcesy w konkursach fotograficznych, dalej się rozwijają i mają pomysł na siebie w dzisiejszych czasach. Dzięki nim co jakiś czas (po przez media społecznościowe) trafia do mnie porcja konkursowych zestawów zdjęć, tak więc jakąś łączność ze światem streeta jeszcze mam.



5. Od kilku lat związany jesteś z festiwalem filmowym Camerimage. Jak pracuje się za jego kulisami? Czy sprawdza się tam streetowe podejście?

Możliwość robienia zdjęć podczas festiwalu do dla mnie fantastyczne doświadczenie z kliku powodów. Sam festiwal pamiętałem z pierwszych toruńskich edycji jak przez mgłę. To były lata dziewięćdziesiąte. Przez tydzień mieliśmy w mieście magiczną atmosferę, a w powietrzu unosił się duch wielkiego świata Hollywood. Wszystko wtedy było dla mnie tajemnicze i niedostępne. Udało mi się zaliczyć klika projekcji ale nigdy nie myślałem, że któregoś dnia będę częścią tego wszystkiego. Od momentu, w którym festiwal z Łodzi powrócił w 2010 roku do mojego województwa Kujawsko-Pomorskiego, robię zdjęcia zarówno dla festiwalu jak i przy okazji dla siebie.

Wymyśliłem sobie projekt „Behind the scenes”, który miał opowiadać o kuchni tego przedsięwzięcia. W takiej kuchni zawsze dzieją się ciekawe rzeczy - czasem są emocje, czasem jest zmęczenie, a czasem rutyna. Wszystko to w połączeniu z pasją ludzi, którzy ten festiwal tworzą oraz szeroką i ciekawą listą gości ze świata filmu powoduje, że ciągle jest to dla mnie wdzięczne zadanie i chce mi się tam robić zdjęcia. Backstage to trochę inny rodzaj fotografii niż ulica. Bardzo ważne jest by zyskać zaufanie osób, które ma się fotografować. Z każdym kolejnym rokiem łatwiej było mi fotografować, ponieważ ludzie ufali mi coraz bardziej. Zaczynasz być wtedy dla nich przeźroczysty i możesz całkowicie skupić się na kadrze i momencie.

Fotograf, który uczył się robić zdjęcia na ulicy, bez względu na to co będzie fotografował, zawsze będzie operował uliczną anegdotą i estetyką. To jest sposób postrzegania rzeczywistości, którego nie da się tak po prostu w sobie zignorować i wygasić. Myślę, że dzięki temu można z sytuacji zupełnie zwyczajnej wyczarować czasami coś nadzwyczajnego.

Dziękuję za rozmowę!
Tymon Markowski

Sylwester Rozmiarek (1978) - absolwent Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania UMK oraz Policealnego Studium Plastycznego Towarzystwa Nowoczesnej Edukacji w Toruniu . Był członkiem nieistniejących już dzisiaj niestety kolektywów fotograficznych snaps.pl oraz public-life.org. Obecnie fotografuje bardzo sporadycznie.